czwartek, 14 września 2017

Sprawy organizacyjne przed wyjazdem

   Studia wiążą się z wieloma sprawami organizacyjnymi. Nie mówię tu tylko o studiach zagranicznych, ale o studiach w znaczeniu ogólnym. Od miesiąca widzę, jak moi znajomi próbują odnaleźć się w usosach i innych magicznych rzeczach, o których ja nic nie wiem, bo nie muszę (uf!). Widzę, jak stresują się zapisywaniem się na zajęcia obowiązkowe, dodatkowe, oguny, wf... I jednocześnie przechodzę przez podobny proces.
   Zacznę od bardzo ważnej informacji, którą chwalę się przed znajomymi, kiedy tylko mogę: w UK nie ma wf-u na studiach. Dzięki Bogu. Lubię sport, ale nie kiedy ktoś mi każe w nim uczestniczyć. Sama o tym decyduję. Koniec i kropka.
   Inną bardzo miłą rzeczą jest to, że ja mam wszystkie przedmioty w jednym miejscu i zapisy na nie zaczęły się tego samego dnia. Po zarejestrowaniu się na studia, 31 sierpnia, mogłam od razu usiąść do wybierania przedmiotów.
   Na pierwszy rok mam do wykorzystania maksymalnie 125 kredytów. Każdy przedmiot to około 20 kredytów. Na cztery obowiązkowe (dwa w pierwszym semestrze, dwa w drugim) byłam automatycznie zarejestrowana, więc pozostało mi 45 kredytów na pozostałe zajęcia. W Leeds (nie wiem czy tak samo jest na innych uniwersytetach) mamy dwie kategorie przedmiotów: związane ze studiowanym kierunkiem (optional modules) i niezwiązane z kierunkiem (discovery modules).
   Jaki ja miałam problem z wybieraniem tych przedmiotów!
   Chciałam łacinę, ale łacina dla średnio zaawansowanych koliduje z greką dla początkujących, a na grece też mi bardzo zależy. Poza tym mój poziom jest trochę wyższy niż na tym poziomie łaciny, więc wolę kontynuować jej naukę indywidualnie, a teraz przede wszystkim poświęcić się poznawaniu starożytnej greki.
   Drugim problemem było to, że chciałam wybrać wprowadzenie do archeologii antycznej. Jednak niestety ten przedmiot koliduje z obowiązkowymi wykładami! Więc zamiast tego wybrałam hiszpański na poziomie B1/B2. Szkoda mi było porzucać ten język, więc w sumie się cieszę.
   
   Zatem tak na chwilę obecną wyglądają wybrane przeze mnie przedmioty:


   Wiem, że jest to mniej przedmiotów niż na polskich uniwersytetach, lecz w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w uniwersytetach należących do Russell Group, wymaga się poświęcenia znacznie więcej czasu na indywidualną naukę nad danym przedmiotem i z tego powodu jest tych przedmiotów mniej. Cóż powiedzieć, po prostu inny system nauczania.
   

   Inną rzeczą do załatwienia były wizyty u lekarzy. Tylko jedna z nich była związana z wyjazdem, a mianowicie szczepienie na meningokoki. Jest to rzecz, którą w Polsce mało się przejmujemy, ale w Wielkiej Brytanii naprawdę jest o tym głośno. Dla osób idących na studia są zniżki na to szczepienie, przyszli studenci dostają pocztą przypomnienie o tym szczepieniu, ogólnie jest to bardzo ważna rzecz. Z tego powodu, chociaż nie jest to obowiązkowe, postanowiłam się zaszczepić.
   Pozostałe wizyty to były różne pobierania krwi i inne rzeczy związane z moim sercem i tarczycą, czyli rzeczami, które w moim przypadku są troszkę wadliwe. Nie jest to nic ciekawego ani poważnego, więc tylko tyle o tym powiem.

   Musiałam też pozałatwiać bilety na różne wydarzenia na Freshers' Week, czyli pierwszy tydzień roku akademickiego. Zrobiłam w tym jednak duży błąd, bo kupiłam kilka biletów, które były bardzo reklamowane, ale nie organizowane przez sam uniwersytet i mam wrażenie, że nie są one najlepsze. No ale zobaczę już na miejscu. Na razie najbardziej cieszę się na Disney Party, ponieważ nasz kierunek planuje pójść przebrany za postacie z "Herkulesa". Ja będę grubiutką, niziutką muzą, bo... no cóż. Widzę w niej siebie.
   W każdym razie z tej okazji muszę jeszcze znaleźć/kupić białe prześcieradło!



   Większość spraw, które mam do załatwienia, muszę niestety zrobić już na miejscu, co jest niezwykle stresujące. Pomaga w tym to, że część osób z czatu mojego akademika już jest w Leeds i przekazuje reszcie ważne informacje. W ten sposób już wiem, że obok jest Wilko, czyli sklep z meblami, więc nie muszę jechać do Ikei, jest Sainsbury's, więc nie będzie daleko do kupienia jedzonka. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że już zaraz wyjeżdżam. Czas najwyższy, samolot mam już w sobotę!
   Teraz pozostało tylko pakowanie, ale o tym już w następnym poście, w którym pokrótce opowiem też o moich ostatnich dwóch tygodniach, spotkaniach z rodziną i znajomymi oraz moich urodzinach.

Na razie żegnam.

Juliet xxx
   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz